Język w BDSM – czy wulgarność naprawdę jest konieczna?
Istnieje pewien temat, który poruszacie ze mną naprawdę często w naszej wspólnej korespondencji. Jest to też coś, co mocno spędza Wam sen z powiek, gdyż wielu z Was ma na ten temat zupełnie inne zdanie niż to, które powszechnie występuje. Ba, niejednokrotnie jest to nawet powód do zrażania się do BDSM!
O czym mowa?
Dziś na warsztat biorę język w BDSM – zwłaszcza w pierwszym etapie znajomości. Czyli wszelkie „psy”, „suki”, „kundle” itp. Wymieniać można bez końca, ja zaś tutaj ograniczam się do tych najłagodniejszych określeń. 🙂
Już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem stworzenia dedykowanego wpisu na ten temat, gdyż moje zdanie jest zgoła inne od tego, które najczęściej spotyka się na różnego rodzaju portalach.
Bez problemu da się zauważyć, że głównie dotyczy to kobiet określających się jako dominy. Jedne już we wszelkich ogłoszeniach (czyli na wstępie wstępu) „witają” ich potencjalnych uległych różnymi wyzwiskami, wulgaryzmami itp. Z kolei inne preferują podejście bardziej formalne, gdzie wyjaśnienie wstępnych zasad jest spokojne i wyważone.
Moje zdanie na ten temat poznacie w trzeciej części tego wpisu. Przedtem zapoznajcie się z dwiema wcześniejszymi, gdzie postaram się szerzej objaśnić oba podejścia.
Zaznaczam, że temat ten dla niektórych osób może wydać się kontrowersyjny. Wszelkie opinie tu zawarte są zupełnie subiektywne – nikogo nie zmuszam do tego, aby się z nimi zgadzał. Ba, nawet zachęcam do kulturalnej i konstruktywnej polemiki, poruszającej język w BDSM. Odpowiednie na to miejsce znajdziecie w sekcji komentarzy.
No to lecimy.
Podejście pierwsze – wspomniana wulgarność na każdym etapie
Wystarczy wejść na dowolny portal, gdzie znajdują się ogłoszenia kobiet, które określają się jako dominujące. Oto fragmenty ich anonsów:
Witam wszystkie ścierwa jeśli takim jesteś to świetnie trafiłeś. Przygotuj kasę i napisz wiadomość pamiętaj kto jest twoją Panią
Ty placisz, ja wymagam.
Proś o względy Królowej a może odpiszę. Im więcej zaoferujesz tym większa szansa że zwrócę uwagę na twoją marną osóbke
Te trzy fragmenty wystarczą, aby zrozumieć „klimat”.
Sygnalizujecie mi, że tego typu język w BDSM spotykacie w większości przypadków.
Osoba dominujące już w samym ogłoszeniu stara się pokazać swoją wyższość, zwracając się w ten sposób. Podejście to kontynuuje następnie w prywatnej korespondencji. Występuje traktowanie „z góry”, okraszone oczywiście różnymi określeniami, czasem także wyśrubowanymi wymaganiami.
Oczywiście jak najbardziej rozumiem ten styl. Zakładam, że celem jest ustalenie hierarchii już na samym początku. Chodzi o pokazanie, „kto tu rządzi”. To całkiem logiczne, ponieważ nie da się stuprocentowo czerpać przyjemności z BDSM bez zachowania właściwej dla danej sytuacji nomenklatury.
Sęk w tym, iż zaznaczacie mi, że nie wszystkim z Was to odpowiada. Oczywiście mam na myśli jedynie osoby, które mają realne zamiary i faktycznie chcą się spotykać z dominami prezentującymi tego typu podejście (gdyż wiem, iż wielu mężczyzn podejmujących kontakt z kobietami robi to tylko dla samego pisania, widząc w tym jakiś rodzaj seksualnego spełnienia).
Przejdźmy do drugiego podejścia, które charakteryzuje język w BDSM.
Podejście drugie – wyważony przekaz
W tym przypadku przytaczanie cytatów nie ma sensu, ponieważ ogłoszenia zawierają jedynie standardowe zwroty i słownictwo.
Po prostu w klarowny i profesjonalny sposób wymieniane są w nich wszelkie zasady. Brakuje narzuconej z góry relacji, mamy do czynienia jedynie z suchymi faktami na zasadzie „szukam kogoś, kto lubi X, odrzucam tych, którzy są Y, napisz do mnie, jeśli Z” itp.
Podejście to najczęściej jest kontynuowane w takiej samej formie nawet przy prywatnej korespondencji. Ewentualne zaznaczanie ról przy pomocy różnego typu określeń proponowane jest już w trakcie samych sesji BDSM, które oczywiście muszą cechować się właściwym klimatem. To zrozumiałe.
Język w BDSM – co sądzę na ten temat?
Oczywiście bazą jest to, iż co osoba, to opinia.
Jednych mężczyzn kręci fakt, że kobieta zwraca się do nich w poniżający ich sposób, używając wielu obelżywych określeń. Jest to elementem budowania klimatu i już w pierwszych etapach znajomości odgórnie „ustawia po kątach”. Oraz oczywiście podnieca.
Z kolei mężczyzna drugiego typu będzie czuł się zrażony do kontaktu z taką dominą, gdyż on jeszcze na ten moment nie czuje klimatu. Nie jest to sesja BDSM, a jedynie niezobowiązująca rozmowa. Nie doszło jeszcze do żadnych ustaleń, więc on uważa, że druga strona nie ma prawa traktować go w ten sposób bez właściwego pozwolenia.
Jeśli chcecie poznać moje zdanie, to zgadzam się z podejściem numer dwa.
Dlaczego?
Przede wszystkim, wyzywając uległą stronę już na etapie ogłoszenia (czyli bez realnego kontaktu z realną osobą, jest to po prostu ogólna „odezwa do wszystkich”), nie jest ona w stanie stwierdzić, czy jest to tylko gra, czy też sytuacja całkiem serio.
Profesjonalna domina, która naprawdę czuje klimat BDSM i ma realne zamiary, będzie jedynie grała. Jest to przecież swego rodzaju teatr i przywdziewanie ról (o czym wspomniałam także w tekście na temat fascynacji BDSM), gdyż nikt nie stosuje zwrotów „szmata”, „ścierwo” itp. w codziennym życiu, odnosząc się bezpośrednio np. do znajomych. Stąd też nosi to przecież nazwę „język w BDSM”.
I wtedy wszystko jest w porządku, ponieważ budowana jest po prostu konwencja. W pełni się z tym zgadzam!
Jednak z drugiej strony, może być to pseudo-domina. Czyli kobieta, która w zasadzie wykorzystuje BDSM-ową otoczkę do „łapania frajerów” i sądzi, że właściwie stosuje język w BDSM. Nie bójmy się nazwać tego w ten sposób. Wspomniane przeze mnie określenie można też rozpatrywać na wiele sposobów, lecz dywagacje na ten temat odłóżmy na inną chwilę.
Dla mnie samej absolutnie wykluczające jest sformułowanie „ty płacisz, ja wymagam”, które zostało przytoczone w sekcji z cytatami. Osoba uległa oczywiście może (gdyż są to głównie mężczyźni, których takie podejście kręci) zgadzać się totalnie na wszystko i oddawać zarówno siebie, jak i swój portfel bez ograniczeń.
Jednak absolutnie nie musi, na co zresztą zwracacie mi uwagę – stąd też pomysł na tekst. Podchodzę do tego na zasadzie usługi, wymiany dóbr – każdy daje coś od siebie, zatem wymagania powinny występować po obu stronach.
BDSM to relacja dotycząca co najmniej dwóch osób, gdzie występuje strona uległa i dominująca. Obie robią to po coś – po to, aby zyskać przyjemność. Każda na swój sposób.
Każdy powinien być traktowany indywidualnie, strony wymieniają się poglądami, poznają osobiste preferencje. Umawiają się na określone zachowania i scenariusze.
Rzucanie „szmatami”, „ścierwami” itp. na lewo i prawo jest po prostu… komiczne. Granica między podniecającym klimatem a śmiesznością w tego typu sytuacjach bywa naprawdę cienka. 🙂
Owszem, język w BDSM jest jego integralną częścią, lecz wszystko powinno się dawkować w odpowiedni sposób.
Podkreślacie, że ja jestem „normalna” i kulturalna, a w tym wszystkim stuprocentowo kobieca. Że da się ze mną po prostu pogadać i nie trzeba zwracać się na siłę per „Pani”, „Królowo” itp. Jeśli ktoś chce – no problem, lecz absolutnie nie jest to przymus. Zresztą wiedzą to doskonale ci, którzy mieli ze mną do czynienia mailowo, telefonicznie i realnie.
Nie stronię od epitetów, wyzwisk i wulgaryzmów. Ba, uwielbiam je. 🙂 Jednak umiem rozgraniczyć realną sesję, gdzie są one wskazane, od zwyczajnego ogłoszenia na portalu erotycznym, gdzie przesycony nimi język sprawia, iż takie ogłoszenie czyta się jedynie z politowaniem.
I właśnie to jest clou całej sprawy. Ludzie zrażają się ogólnie do BDSM, napotykając się na każdym kroku na osoby, które im ten klimat psują już na wstępie, niepotrzebnie nadużywając określeń przeznaczonych na konkretne, ustalone wspólnie momenty. Jest to w końcu język w BDSM.
Chcę również, aby w tym tekście padło jeszcze jedno, ważne stwierdzenie. Dotyczy ono zarówno Panów, jak i Pań. Na określenie „dominująca” czy też „dominujący” trzeba sobie zasłużyć. Dominy nie czyni jedynie wulgarne słownictwo czy też lateksowy strój. Tak samo mastera nie czyni fakt, iż ma na koncie zaliczone pół miasta oraz to, że w trakcie seksu trzyma za włosy.
Aczkolwiek pamiętajcie też, że fakt zwracania się do kogoś w wulgarny sposób nie oznacza, że osoba tak postępująca nie ma dla drugiej strony szacunku. Reasumując, na wszystko jest odpowiednie miejsce, czas i pora.
A co Wy sądzicie na ten temat? Czy według Was język w BDSM zawsze i wszędzie powinien być z góry nacechowany rozgraniczeniem ról, czy też popieracie moje podejście, które skłania się ku wykorzystywaniu go jedynie podczas sesji i innych relacji, gdzie obie strony są już po konkretnych ustaleniach oraz na to przyzwoliły?
Zgadzam się z Tobą moja droga 😉
Nie jestem może „specem” w sprawach BDSM, ale uważam, że wszystko powinno być wcześniej ustalone przez obie strony.
BDSM to gra, którą powinno się po prostu zaplanować 🙂
Pozdrawiam!